W ostatnim czasie otrzymałam wiele zapytań, typu: jak długo to potrwa? Czy coś mnie/nam grozi? Prośby o dobre wiadomości…
No cóż… wiadomości mam dwie: jedną złą, drugą dobrą…
Wiadomość zła jest taka, że trochę to jeszcze potrwa… Prawdopodobnie po prostu będziemy musieli nauczyć się z tym żyć…
Z astrologicznego punktu widzenia prawdopodobny największy procentowy przyrost zachorowań, przypadnie między 18, a 22 marca, natomiast dni z największą śmiertelnością między 23, a 4 kwietnia (koniunkcja Pluton Jowisz)… Generalnie do końca marca na pewno uspokojenia sytuacji trudno się spodziewać, a ostateczne rozładowanie trudnych aspektów ma miejsce dopiero po Wielkanocy – w okolicy 15 kwietnia.
Inna rzecz, że cały ten rok będzie trudniejszy niż „statystycznie”. Kolejne trudne dni czekają nas w czerwcu (możliwy kryzys medialno-społeczny) i listopadzie (możliwy kryzys finansowy).
Kto dostanie „bęcki”?
Najboleśniejsze przeżycia czekają osoby, których planety osobiste, bądź osie dotknięte będą trudnymi aspektami.
Jeżeli będą one dotyczyły układów znajdujących się w horoskopie natalnym – to wydarzenia te zmienią całe nasze życie.
W przypadku, gdy trudne aspekty będą dotykały wrażliwych elementów w horoskopie progresywnym – zdarzenia będą bardziej dotyczyły bieżącej chwili i nie powinny wywrzeć trwałego (w skali życia) efektu.
Kto nie dostanie „bęcek”?
Dla osób, którym aktualne trudne układy na niebie nie aspektują żadnego istotnego elementu horoskopu – bieżące wydarzenia będą stanowiły tylko tło… Będą one obserwować całą „historię” w TV, ale w żaden istotny sposób nie zostaną dotknięte problemem osobiście.
Dobra wiadomość jest taka, że końca świata nie będzie 😉
Jeżeli ktokolwiek z Was interesował się chociażby historią Poznania, wie, iż nawet w „wiekach średnich” najgorsze epidemie dżumy, cholery czy innego „morowego powietrza” rzadko trwały dłużej niż 3- 6 miesięcy. A przecież wiemy, że ówczesny poziom higieny, świadomości i wiedzy medycznej przedstawiał dużo do życzenia (oczywiście z obecnego punktu widzenia).
Świat przeżył już setki różnego rodzaju kryzysów. Kryzysy są potrzebne po to, aby niejako obudzić nas z letargu, przerzucić na nowe tory funkcjonowania…
Bez różnego rodzaju kryzysów: głodu, epidemii, pożarów – nadal siedzielibyśmy w jaskiniach – oczywiście zadowoleni z życia 😉
Cóż… pozostaje nam potraktować ten czas jako po prostu „gorszy moment” w skali naszego życia.
Strach i stress jest pokarmem dla wszystkich wirusów… i tych niszczących nasze ciała, i tych niszczących nasze umysły…
Pozostaje mi życzyć Wam wszystkim, dużo zdrowia i samych dobrych tranzytów 🙂